Polskie Porty Otwartego Morza „Rzeszowiak” 25.08-02.09.2021 cz1

W poprzednich latach na pokładzie „Rzeszowiaka” mieliśmy okazję do niesamowitych przeżyć. Byliśmy uczestnikami pięknych spektakli na niebie w wykonaniu zorzy polarnej, pływaliśmy między growlerami, stadami delfinów i w towarzystwie wielorybów. Zwiedzaliśmy najbardziej niedostępne miejsca na północy i na Oceanie Atlantyckim . W dobie pandemii kiedy wpływanie do obcych portów może być utrudnione, związane z procedurami, badaniami i szczepieniami jak również dlatego, że został odwołany Zlot Wielkich Żaglowców dla otarcia łez wymyśliliśmy bezpieczny rejs w granicach naszego kraju zatytułowany ”Porty Polskiego Wybrzeża”. Jak zaplanowaliśmy, tak ten projekt będący w naszych głowach powolutku zaczęliśmy realizować. W czasie 9–cio dniowego rejsu odwiedziliśmy wszystkie polskie porty otwartego morza, do których „Rzeszowiak” mógł wpłynąć (ze względu na zanurzenie).
 
Dzień przygotowawczy (wtorek).
  
 
Zebrałem doborową załogę. Po całonocnej podróży dotarliśmy do Jachtklubu Stoczni Gdańskiej w Górkach Zachodnich gdzie znaleźliśmy nasz ukochany jacht „Rzeszowiak” zacumowany spokojnie między polerami i w towarzystwie innych słynnych jachtów. 
Planowaliśmy wcześniej, że wypłyniemy jeszcze w tym samym dniu. Jak nam pokazało morze, plany są tylko planami, a morze jest morzem. Niekorzystne prognozy wiatrowe spowodowały zmianę decyzji. Przesunąłem czas wypłynięcia do rana następnego dnia. W związku z powyższym mieliśmy więcej czasu dla jachtu i dla siebie. Przygotowaliśmy jacht, zatankowaliśmy paliwo, zrobiliśmy zakupy spożywcze, przeprowadzone zostało szkolenie dla załogi z obsługi jachtu oraz niezbędne szkolenie bezpieczeństwa. Wieczorem pozostało nam już tylko poznać się bliżej.
 
Dzień pierwszy (środa).
 
Po przywitaniu się z Neptunem, poproszeniu Jego Magnificencję o łaskawość i pomyślne wiatry pożegnaliśmy Górki Zachodnie w środę rano obierając kurs na północ czyli w kierunku Bałtyku.
 Po minięciu Półwyspu Helskiego zrobiliśmy zwrot na zachód. W planie była Łeba jednak zła pogoda i kondycja załogi pozwoliła nam osiągnąć jedynie Władysławowo. ( zaburzyło to mój plan ale cóż. W porcie, na spokojnej już wodzie wszyscy nagle odzyskali humor, siły i apetyt. Tuż po zacumowaniu przyszła ulewa i w strugach deszczu poszliśmy zwiedzać.
Władysławowo, miasto którego życie oparte jest na porcie rybackim i turystyce. Jest jednym z największych portów rybackich na polskim wybrzeżu budowanym w latach 1935 - 1938. W mieście znaczącym obiektem jest wybudowany w stylu socrealistycznym hotel dla rybaków wraz z wieżą, zwany Domem Rybaka, w którym obecnie ma siedzibę Urząd Miejski. 
Z wieży roztacza się wspaniały widok na panoramę miasta, Bałtyk, Półwysep Helski oraz Zatokę Pucką.
Dla nas największą atrakcją była portowa smażalnia ryb „Liwia”. Polecamy z serca.
 
Dzień drugi (czwartek).
 
 
 
Następnego dnia wcześnie rano wypłynęliśmy w kierunku Łeby. Dopłynęliśmy do portu  wczesnym popołudniem. Po zacumowaniu w cieniu nowobudowanego Muzeum Archeologii Podwodnej i Rybołówstwa mieliśmy czas na zwiedzanie okolicy. 
Łeba to jedna z najpiękniejszych i najbardziej popularnych miejscowości wypoczynkowych na polskim wybrzeżu z niezliczonymi atrakcjami takimi jak: ruchome wydmy Słowińskiego Parku Narodowego, piękne plaże, parki rozrywki oraz rejsy wycieczkowe w morze i po Jeziorze Łebskim. Niewątpliwą atrakcją Łeby jest zbudowany w 1907r. Dom Kuracyjny, który dwukrotnie został uszkodzony przez sztormy. Odbudowany, do dziś budzi zachwyt. Obecnie mieści się tam hotel "Neptun".  Jest to sztandarowy budynek Łeby, który się nieodłącznie z nią kojarzy. 
Tego wieczoru urządziliśmy na jachcie w porcie wieczór kapitański. Kapitan uraczył nas świeżutkim wędzonym węgorzem.
 
Dzień trzeci (piątek).
 
 
Po śniadaniu  pożegnaliśmy Łebę i ruszyliśmy dalej na zachód w kierunku na Ustkę, jednak po ponownym przeliczeniu naszych możliwości i godzin otwarcia stref ćwiczeń wojskowych nastąpiła zmiana decyzji i zaczęliśmy opływać strefę ćwiczeń wojskowych kierując się na  Kołobrzeg. Nastała noc.
 
Dzień czwarty (sobota). 
 
 
 
Noc spędziliśmy na morzu. Mając na pokładzie urodzonego w Mrzeżynie sympatycznego kolegę Manola, postanowiłem zrobić mu niespodziankę zwłaszcza, że wielokrotnie wcześnie opowiadał o swoich niespełnionych dotąd marzeniach wpłynięcia do tego portu. Pod osłoną nocy wystarczyło nieznacznie zmienić kurs aby zamiast w Kołobrzeg trafić  w Mrzeżyno. Tuż przed świtem Mrzeżyno powitało nas tym czego się najbardziej boją żeglarze – niespodziewaną mgłą. W gęstej mgle z widocznością poniżej 50 m wypatrując główek portu poruszaliśmy się po omacku  jednocześnie nerwowo szukając rogu mgłowego. Odetchnęliśmy z ulgą dopiero po zacumowaniu „na Braila”. Niedługo po manewrach mgła ustąpiła i otworzyła oczy załodze a rodzinie Manola pozwoliła bez trudu znaleźć „Rzeszowiaka”.
Mrzeżyno jest małym klimatycznym miasteczkiem wypoczynkowym z portem rybackim w miejscu  byłego portu marynarki wojennej. W wyniku zaniedbań głębokie niegdyś wejście do portu zostało zapiaszczone i aktualnie mogą do niego wchodzić tylko jednostki o zanurzeniu mniejszym niż 2 metry przy dokładnej i wyczulonej nawigacji. „Rzeszowiak” ma głębokość zanurzenia 1.8 m.
Po krótkim rodzinnym przywitaniu i szybkim zwiedzaniu miasteczka wyruszyliśmy do Świnoujścia, gdzie w godzinach popołudniowych zacumowaliśmy w marinie w Basenie Północnym.
Świnoujście, kraina 44 wysp, nadmorska miejscowość wypoczynkowa położona na dwóch wyspach Uznam i Wolin ostatnio znana z nowopowstającego tunelu pod Świną, który ma połączyć obie części miasta.  Ważny węzeł komunikacyjny morski i kolejowy - „Tu zaczyna się Polska” jak mówią jego mieszkańcy.
Z powodu opóźnienia na starcie, z wielu miejscowych atrakcji pozostały nam tylko dwie: jedna  – tankowanie paliwa do „Rzeszowiaka” na drogowej stacji benzynowej przy udziale załogi noszącej paliwo do zbiorników w  kanistrach, druga -  nocne zwiedzanie miasta.
 
 
 
c.d.n.