Rzeszowiak dotarł do stolicy Szwecji

Okrężną drogą przez Gotlandię, Alandy i Sztokholmskie Szkiery, Rzeszowiak dotarł do stolicy Szwecji. Do słonecznej pięknej pogody już w tym rejsie zdążylismy się przyzwyczaić, ale upał w miejskiej zabudowie daje się szczególnie we znaki. Jest gorąco nie mniej niż w chorwackich, czy greckich miastach. Sztokholm, nazywany Paryżem Północy ze względu na urok swej architektury, zapewne zasługuje na to miano. Pięknie położony, zaplanowany z rozmachem podoba się turystom, nam też. Co innego ceny – trochę z nimi przresadzili. 
Rzeszowiak zacumował pod Muzeum Wazy, jednym z naprawdę wielu, jakie można w Sztokholmie znaleźć. To jednak dla Polaków jest szczególne, znajduje się w nim wydobyty wrak statku, który miał świadczyć o potędze Szwecji, a budowany był specjalnie na wojnę z Polską. Niestety, źle zaprojektowany, zatonął w próbnym rejsie, milę od wyjścia z portu. Przeleżawszy pod wodą 300 lat, został odnaleziony, wydobyty, poskładany do kupy, przykryty nowoczesnym zadaszeniem, zamknięty w bryle muzeum. Wszyscy mogą go dziś  zobaczyć i zadumać się nad przewrotnością ludzkich zamiarów. Byc może jakąś szkodę Polsce by wyrządził, ale najprawdopodobniej zostałby jednym z wielu, które przeminęły wraz z czasem i pozostały tylko notatką na kartach historii. Teraz jest okazem unikatowym i przynosi Szwecji krociowe zyski. Może powinni nam płacić tantiemy? 
W marinie zainspirowały nas bałoczerwone  bandery łopocące na achtersztagach ... Omeg. Grupa młodzieży z Polski przemieża zakamarki szkierów. Trochę nam ich szkoda, bo ciasno mają i niewygodnie na pokladach swoich okrętów. Ale za to pełny szacunek za fantazję i determinację. Łezka się w oku kręci na wspomnienie podobnych wypraw na Mazury. Bidnie było, czasem głodno, a zawsze mokro i zimno. Ale chciało się żyć....